Oficjalne stanowisko Eparchii Raszko-Prizreńskiej (na wygnaniu) Serbskiej Cerkwi Prawosławnej w kwestii wilczego tzw. „soboru” kreteńskiego


sdsdsd-300x176N
a Soborze Biskupa, Chorepiskopów i Przełożonych Eparchii Raszko-Prizreńskiej (na wygnaniu) Serbskiej Cerkwi Prawosławnej w monasterze św. Justyna Cielijskiego (Popovicia) w Barajewie, 25 listopada 2016 roku, chorepiskop nowobrdowsko-panoński Maksym wygłosił wykład dotyczący tak  zwanego „Soboru Kreteńskiego”. Wszyscy obecni jednogłośnie zaakceptowali ten wykład jako wspólne i oficjalne stanowisko całej Eparchii w kwestii wilczego tak zwanego „soboru” na Krecie.

 

 

O ekumenicznym „soborze” kreteńskim

 

Główne uderzenie współczesnej herezji ekumenizmu i jej wyznawców wymierzone jest w prawosławne nauczanie o Cerkwi, to znaczy w prawosławną eklezjologię. Uderzenie to w pierwszym rzędzie narusza prawosławną soborowość, która należy do istoty Cerkwi, innymi słowy – przez naruszenie jedności w wierze prawosławnej narusza jej jedność w Chrystusie.

Zwolennicy herezji ekumenicznej czynią to w dwojaki sposób:

Po pierwsze – przez nieprawosławną interpretację słów Pisma Świętego z modlitwy arcykapłańskiej Zbawiciela Chrystusa: „aby wszyscy byli jedno” (J 17, 21). Wyznawcy herezji ekumenizmu (ekumeniści) tłumaczą te słowa jako wezwanie do zjednoczenia wszystkich tzw. chrześcijan, to jest chrześcijan prawosławnych z wszystkimi istniejącymi dzisiaj heretykami, bez uprzedniego wezwania ich do pokajania i odstąpienia od ich herezji. Nigdy i nikt spośród Świętych Ojców nie tłumaczył tych słów z Pisma Świętego w taki sposób.

Po drugie – przez biurokratyczne rozumienie władzy cerkiewnej i despotyczne jej użycie przez hierarchię cerkiewną zarażoną tą herezją, przez niepasterskie i niesoborowe narzucanie samowoli poszczególnych hierarchów (ich własnych ekumenicznych dążeń, orientacji i postaw)

Te dwie zasady działania ekumenicznego przeciwko Cerkwi i wierze prawosławnej, zastosowane jednocześnie, prowadzą do wydarzeń typu tzw. „soboru kreteńskiego”. Od razu należy zaznaczyć, że w niniejszym wykładzie słowo „sobór” używane jest wyłącznie jako termin techniczny (terminus technicus), i najczęściej w cudzysłowieponieważ nie jest możliwe  zastosowanie tego słowa w jego pełnym prawosławnym znaczeniu do posiedzenia kreteńskiego. Istnieje tyle kontrowersji, niekonsekwencjibraku soborowości, nieprawosławności, braku dobrych intencji i braku powagi przy organizacji i przeprowadzaniu tego „soboru”, że trzeba by było całej księgi, albo i wielu tomów, żeby zdemaskowaćprzeanalizować i wyjaśnić wszystkie niedostatki i błędy związane z tym wydarzeniem. Trudno znaleźć początek i koniec całego morza herezji, fałszywej nauki, oszustwa i odstępstwa od wiary, w które, niczym we wciągające błoto,  „sobór” kreteński zaprowadził jego uczestników i do których prowadzi wszystkich tych, którzy z naiwnością przyjmują jego zdradzieckie decyzje.

Przede wszystkim rzuca się w oczy pretensjonalne nazywanie tego wydarzenia „soborem wszechprawosławnym”, a nawet „powszechnym”, chociaż już na samym początku spotkania kreteńskiego ta euforia zaczęła zacichać (z powodu niepełnego uczestnictwa  ze strony wszystkich Cerkwi lokalnych), zaś po„soborze” całkowicie zgasła. W taki sposób z pompatycznego „wszechprawosławnego” i „powszechnego soboru” zrobił się tylko „kreteński”. Zachowanie uczestników zgromadzenia kreteńskiego oglądane z perspektywy czasu pozwala na stwierdzenie, że wszyscy oni pragną jak o tym „soborze” jak najprędzej zapomnieć, jako o bezowocnej próbie narzucenia herezji ekumenizmu i jeszcze bardziej bezowocnym zamiarze nadętego patriarchy konstantynopolitańskiego Bartłomieja narzucenia swojej władzy papieskiej. W oczywisty więc sposób zaistniało pragnienie organizatorów kreteńskich, aby zapomnieć o organizacyjnych klęskach tego zebrania, lecz absolutnie nie o decyzjach, przepchniętych i przyjętych w jego trakcie.

I tak, jak wszystkie konferencje przygotowawcze, począwszy od rodoskich w 1961 roku, a skończywszy na genewskich w 2016 roku były przygotowaniem drogi dla herezji ekumenizmu, to ekumeniczny „sobór kreteński” jest zwieńczeniem tego nieprawości patriarchów i biskupów, którzy są niewolnikami i sługami ekumenicznego oszustwa.

Nasza Eparchia zajęła prawosławne i zgodne z tradycją stanowisko w kwestii posiedzenia kreteńskiego w tegorocznym (2016 roku)  Posłaniu Soborowym na Czwartym Cerkiewno-Narodowym Soborze Modlitewnym w Łoźnicy koło Czaczaka.

W związku z tym przypomnijmy, w krótkim zarysie, co zostało tam na ten temat powiedziane:

  1. Zebranie kreteńskie jest zwieńczeniem trwającego dziesięcioleciami narzucania kursu ekumenicznego całej pełni Cerkwi, ze strony pojedynczych ekumenistów, którzy uzurpowali sobie władzę patriarszą, biskupią i kapłańską w Cerkwi;
  2. Ekumenizm jest nowym sposobem zaprzęgnięcia prawosławnych w jarzmo sprzecznej z Prawdą Bożą unii z Watykanem;
  3. Taka ekumeniczna unia z Watykanem jest tylko pierwszym krokiem prowadzącym ku budowie globalistycznego Nowego Porządku Światowego, a w jego ramach – do synkretycznego zjednoczenia wszystkich religii w jedną, na czele której stanie „człowiek grzechu i syn zatracenia” (2 Tes 2, 3).
  4. Wszystkie dokumenty przyjęte dotychczas na posiedzeniach przygotowawczych (od przedmiotu tzw. soboru, przez plan jego pracy i wniosków), są dwuznaczne teologicznie i terminologicznie, zaś w swojej istocie i treści są niedwuznacznie ekumeniczne;
  5. Plan pracy owego posiedzenia i sposób ogłaszania decyzji nie są zgodne z tradycją Świętych Powszechnych i Lokalnych Soborów Cerkwi, gdyż nie sprzyjają zachowaniu czystości wiary prawosławnej, lecz ją w bezpośredni sposób naruszają, zaś prawo głosu mają jedynie najwyżsi hierarchowie Cerkwi lokalnych, a nie wszyscy biskupi, jak nakazuje Święta Tradycja Cerkwi odnośnie przeprowadzania soborów;
  6. Wszyscy, którzy nie będą przyjmowali decyzji posiedzenia kreteńskiego zawczasu są określeni jako schizmatycy (raskolnicy), lub, co jeszcze bardziej skandaliczne – wręcz jako heretycy (przez cypryjskiego arcybiskupa Chryzostoma) i zawczasu grozi się im niekanonicznym pozbawianiem godności, odłączeniem od cerkiewnej wspólnoty i sankcjami.

Wszystko, o czym przed zebraniem na Krecie mówiono we wspomnianym Łoźnickim Posłaniu Soborowym niestety stało się rzeczywistością.

Sam przebieg spotkania kreteńskiego odzwierciedla, pod względem pasterskim i teologicznym, niepoważny stosunek organizatorów z Patriarchatu Konstantynopolitańskiego i z pozostałych patriarchatów, zarówno wobec prawosławnych dogmatów i całości Świętej Tradycji, jak i wobec tak poważnego wydarzenia, jakim miał być w ich zamierzeniach ten „sobór”. Ów brak powagi organizatorów „soboru” jest odbiciem ich niepoważnego stosunku wobec Boga, Cerkwi i wiernych. W dobie postępu technologicznego i szybkiego obiegu informacji organizatorzy musieli być świadomi tego, z jaką szybkością ujawni się informacja o tym, iż główna pomoc finansowa w organizacji zebrania kreteńskiego przyszła z USA, a także że samo wydarzenie było obsługiwane przez amerykańskie struktury wywiadowcze[1]. Wyraźnie stąd widać, kto stoi za kreteńską zdradą Prawosławia.

Sam tzw. sobór był próbą formalnego uprawomocnienia tego, co dziesięcioleciami uparcie narzucała najwyższa hierarchia Patriarchatu Konstantynopolitańskiego, który jest epicentrum szerzenia herezji ekumenizmu wewnątrz Cerkwi Prawosławnej, przy zgodzie i pomocy swoich fanariotsko-ekumenicznych adeptów i pokornych sług z szeregów innych Cerkwi lokalnych.

W czasie swojego ziemskiego życia przepodobny Justyn Cielijski (Popović) we w pełni uzasadniony, ostry i w ugruntowany na nauce Świętych Ojców sposób krytykował i potępiał[2] zarówno konferencje i posiedzenia przygotowawcze, jak również tematy na nich proponowane, plan ich pracy i wnioski. Lecz na jego ojcowski i alarmujący głos ich organizatorzy pozostali głusi, gdyż spotkania przedsoborowe odbywające się po jego błogosławionym upokojeniu nie zmieniły swojej treści, nie zmienił się również duch i charakter przygotowywanych w ich trakcie tematów i tekstów. Materiały te w takiej samej postaci uzyskały ostateczną formę i zostały przyjęte na „soborze” kreteńskim.

Z tego powodu próby podjęte przez pojedynczych biskupów (na przykład greckiego biskupa Hieroteusza Vlachosa), żeby to ekumeniczne wydarzenie na Krecie przeorientować na prawosławny kurs uważamy co prawda za dobry zamiar, ale całkowicie nierealny, niepoważny aż do naiwności. Wspólne ponad dziesięcioletnie przygotowania wydarzenia na Krecie w jasny sposób ukazały jego absolutnie ekumeniczny, liberalny, modernistyczny i reformatorski charakter. Z tego powodu wszelka myśl o tym, że jeden albo paru prawosławnych biskupów mogą przekierować przebieg takiego zbiorowiska ekumenicznego w taki sposób, by odbywało się ono w duchu pozwalającym uzyskać rezultaty zgodne z nauczaniem Świętych Ojców, jest całkowicie nierealna i niepoważna. W oczywisty sposób niektórzy pasterze w Cerkwi Greckiej i w innych Cerkwiach, którzy uważają się za prawosławnych i nie-ekumenistów, albo nie mają jasnego obrazu tego, jakim złem jest herezja ekumenizmu oraz jej stronnicy i jakim są oni zagrożeniem dla Cerkwi, albo po prostu nie mają szczerego zamiaru i odwagi, żeby się z tym złem obchodzić w adekwatny, to znaczy ugruntowany na tradycji Świętych Ojców sposób, właściwy dla wyznawców wiary[3].

O tym, że wydarzenie na Krecie miało charakter zaledwie formalnej akceptacji zawczasu ułożonych i podjętych w Chambesy (oraz wcześniej) decyzji, mniej lub bardziej filologicznego ich dopracowywania, że w jego trakcie nie było żadnej poważnej analizy teologicznej i przebadania  materiałów (a przecież jest to istotą każdego soboru prawosławnego) – w jaskrawy sposób świadczy zaskakująca reakcja (nagrodzona aplauzem zebranych) patriarchy aleksandryjskiego Teofila II na krytykę proponowanych dokumentów. Patriarcha ten,  przynosząc wstyd sobie i organizatorom „soboru” powiedział: „Uczestnicy Soboru to nie studenci, żeby się mieli uczyć teologii”[4]. Jest oczywiste, że dla jego uczestników celem i środkiem „soboru” nie była teologia, ale polityka i ekonomia, podporządkowane realizacji celów globalistycznych, postawionych przed nimi przez tych, którzy ich finansują, zaś zebranie kreteńskie zostało wykorzystane jedynie jako środek do realizacji tych celów. Tym niemniej nie można zaprzeczyć, że Patriarcha Aleksandryjski (niezależnie od braku powagi w swoim oświadczeniu) miał w pewnym sensie racjęgdyż w czasie posiedzeń na Krecie rzeczywiście nie było teologii, w każdym razie – nie było prawosławnej teologii. Na wszelką krytykę zaproponowanych dokumentów przewodniczący temu spotkaniu, konstantynopolitański patriarcha Bartłomiej odpowiadał wbijając wzrok w ekumeniczno-reformatorskiego ideologa i patrona współczesnego ekumenizmu metropolitę Jana Zizoulasa, ideologicznego autora dokumentów kreteńskich, który jedynie z pychą unikał odpowiedzi, pogardzając krytyką i krytykami jego heretyckich poglądów. Ten szczegół w zachowaniu Bartłomieja konstantynopolitańskiego mówi wiele, gdyż pokazuje, że spotkanie na Krecie było tylko próbą narzucenia Cerkwi, drogą nadużycia cerkiewnej tradycji soborowej, chorego duchowo, zachodniackiego, eucharystyczno-ekumenicznego i biskupocentryczno-papieskiego, bardziej filozoficzno-egzystencjalnego i sofistycznego, niż teologicznego, ale tak, czy inaczej – heretyckiego nauczania kontrowersyjnego, konstantynopolitańskiego, tytularnego metropolity Jana Pergamskiego.

Uczestnictwa w wydarzeniach kreteńskich odmówiły Patriarchaty: Moskiewski, Gruziński i Bułgarski. Co do szczerości takiej decyzji Patriarchatów Moskiewskiego i Gruzińskiego żywimy uzasadnione wątpliwości.

Powody, dla których przedstawiciele Patriarchatu Moskiewskiego nie uczestniczyli w spotkaniach kreteńskich nie mają charakteru dogmatycznego, lecz techniczny i organizacyjny. Świadczy o tym również faktże jego przedstawiciele na przedsoborowej konferencji w Chambesy w 2016 roku już podpisali w istotnych treściach te same sporne dokumenty, które później zostały przyjęte na „soborze” kreteńskim.

Patriarchat Gruziński swoimi działaniami na posiedzeniach przedsoborowych i nieobecnością w zebraniu kreteńskim, popartą kilku oficjalnymi oświadczeniami z jasno wyłożonymi przyczynami dogmatycznymi, wzbudził w nas nadzieję, że przynajmniej jeden patriarcha prawosławny odważy się i zajmie zdecydowane stanowisko sprzeciwiające się herezji ekumenizmu, triumfu której byliśmy świadkami na Krecie. Tymczasem wszystkie te nadzieje rozwiały się w momencie, gdy patriarcha Eliasz II przed kilkoma tygodniami osobiście przyjął papieża rzymskiego, wprowadził go do prawosławnej świątyni, palił z nim świece i wspólnie się modlił. Jak widać, niegdysiejsze ekumeniczne zaangażowanie tego patriarchy[5] odcisnęło na nim głębokie ślady i brakuje z jego strony szczerego pokajania z uczestnictwa w ruchu ekumenicznym, gdyż nawet jeśli ono było, to zostało podeptane na spotkaniu z papieżem.

Patriarchat bułgarski swoją nieobecnością i odrzuceniem zgromadzenia kreteńskiego również dał pewną nadzieję, ale niestety szybko eroduje ona pod wpływem czasu. Albowiem w czasie, gdy wciąż trwa ekumeniczna zdrada wiary w Cerkwi, Patriarchat Bułgarski bezradnie milczy. Z drugiej strony, wszelkiego możliwe pisemnego protesty tego Patriarchatu (i innych Cerkwi lokalnych lub pojedynczych ludzi)  będą przez ekumenistów wykpione. Ci, którzy mają dobre zamiary, ale są naiwni, będą się pocieszać fałszywą nadzieją i klaskać pięknie wyrażonym w takich protestach poglądom prawosławnym, uważając to za rozwiązanie nabrzmiałego problemu herezji ekumenizmu w Cerkwi. Jednakże w taki sposób nie da się osiągnąć dzisiaj odpowiednich rezultatów, gdyż aktualność i efekt takiego „wyznania wiary” minie po tygodniu-dwóch, czyli nie będzie w zasadzie żadnego efektu i ekumeniści – najwyżsi hierarchowie i biskupi będą podążać swoją wydeptaną unicką ścieżką do Watykanu i pozostałych heretyków, za pomocą ekumenizmu w perfidny sposób rozdzierając Cerkiew od środka. Samo pisanie w tym dramatycznym momencie w Cerkwi jest wyjściem tymczasowym, krótkotrwałym i bezowocnym, to znaczy – nie przynosi odpowiedniego rezultatu i oddziaływania na zaawansowane stadium choroby ekumenizmu, w której jest pogrążona hierarchia cerkiewna. Jedyny krok i działaniektóry należy przedsięwziąć, póki trwa problem ekumenizmu, a które przyniesie pozytywny rezultat, jest przerwanie liturgicznej i administracyjnej łączności (zgodnie z 15 kanonem Dwukrotnego Soboru Konstantynopolitańskiego) z ekumenistami, tak długo, póki nie przyniosą pokajania ze swojej herezji. Tymczasem Patriarchat Bułgarski we wnioskach swojego oficjalnego oświadczenia podkreśla, że pozostaje w łączności z głowami Cerkwi-ekumenistami, którzy w oficjalnie podpisali na Krecie herezję. Bułgarzy wskazują więc na to, że nie mają żadnego zamiaru przerywać łączności z ekstremalnymi ekumenistami, począwszy od Bartłomieja konstantynopolitańskiego, a kończąc na szeregu pozostałych ekumenistów. W taki sposób ów Patriarchat praktycznie zniweczył i pozbawił sensu swoje wystąpienie przeciwko posiedzeniu kreteńskiemu i podjętych na nim nieprawosławnych decyzji.

Z formalno-kanonicznego punktu widzenia „sobór” kreteński był nieudany, ale niebezpieczeństwo kryje się właśnie w fakcieże organizatorom soboru – ekumenistom, było potrzebne tylko formalna, quasiparlamentarna i pozorna „soborowa akceptacja” ekumenizmu jako głównego kursu wszystkich Cerkwi lokalnych, z celem „amnestionowania” ekumenizmu i ukazania go nie jako herezji, którą jest w rzeczywistości, ale jako „głęboko prawosławnego” ruchu. W ten sposób, „machając” ekumenicznymi decyzjami spotkania kreteńskiego ekumeniści będą teraz jeszcze bardziej bezwstydnie i spokojnie kontynuować swoje ekumeniczne zaangażowanie i swój dialog fałszywej miłości.

Jeśli nawet pominąć sprzeczny z tradycją sposób organizacji „soboru” i głosowania na Krecie, następująca rzecz musi być jasna: nawet gdyby na kreteńskim posiedzeniu rzeczywiście był wykorzystany cały kanoniczny modus operandi, zgodny z Tradycją, to znaczy cerkiewno-soborowa procedura organizacji, pracy, głosowania i prowadzenia takiego zebrania, nawet gdyby były na nim obecne wszystkie Cerkwie lokalne i byli obecni i głosowali wszyscy biskupi, sam faktże na Krecie zostały podpisane nieprawosławne decyzje sprawia, że ten „sobór” jest rozbójniczym i heretyckim zbiorowiskiem, a nie jakimkolwiek soborem.

Nie ma tutaj miejsca, ani czasu, aby dokonać szczegółowej analizy teologicznej spornych dokumentów podpisanych na Krecie, ale w najzwięźlejszy sposób chcielibyśmy przypomnieć sprzeczne z dogmatami twierdzenia (niektóre zostały wyżej przytoczone z Łoźnickiego Posłania Soborowego), zawarte przede wszystkim w najbardziej spornym spośród aktów kreteńskich, który nosi tytuł: Stosunki Cerkwi Prawosławnej z resztą świata chrześcijańskiego[6]ale także i w innych  aktach zebrania kreteńskiego:

  1. Przez ograniczenie liczby obecnych biskupów i zasadę głosowania jedynie pierwszych hierarchów cerkwi lokalnych została naruszona wynikająca z tradycji zasada, że w soborze ma uczestniczyć jak najwięcej biskupów i że wszyscy maja prawo głosu
  2. Została zrelatywizowana precyzyjna dogmatycznie definicja określająca chrześcijanina i świat chrześcijański[7], gdyż chrześcijanin i chrześcijaństwo nie istnieją bez Chrystusa, to znaczy – poza wiarą prawosławną i prawosławną Cerkwią Chrystusową;
  3. Zebranie kreteńskie nie jest kontynuacją Świętych Soborów Powszechnych, gdyż nie anatematyzuje herezji i nie utwierdza wiary prawosławnej, lecz przeciwnie – utwierdza ekumenizm – legitymizuje heretycki ruch ekumeniczny i członkostwo w Światowej Radzie Kościołów[8], utwierdza go jako coś prawidłowego[9], broniąc poglądu, że Cerkiew jest rozdzielona i rozgałęziona (zgodnie z ekumeniczną teorią gałęzi) i że musi za pośrednictwem dialogu ekumenicznego poszukiwać swojej jedności;
  4. Został wyrażony nieprawosławny pogląd, że soborowość Cerkwi nie wypływa z wiary prawosławnej, ale że zachowanie wiary prawosławnej jest skutkiem automatycznej (formalnej) soborowości. W ten sposób soborowość Cerkwi jest uznawana za coś, co istnieje samo w sobie, niezależnie i w oderwaniu od swojej osnowy dogmatycznej, którą jest prawdziwa wiara prawosławna[10];
  5. Wynikiem „soboru” jest wielkie zamieszanie co do tego, czym jest Cerkiew i kto jest jej rzeczywistym członkiem; zmieszano tożsamość Cerkwi ze zgromadzeniami heretyckimi[11] przez nadanie herezjom tożsamości cerkiewnej. W rezultacie odrzucono fakt, że Cerkiew Prawosławna jest Jedną i jedyną Cerkwią Chrystusową, Cerkwią zbawienia;
  6. Dokument ten promuje „post-ojcowską”, sprzeczną z nauczaniem Świętych Ojców, modernistyczną i heretycką „teologię eucharystyczną” metropolity Jana Zizoulasa, która jest teologiczno-filozoficznym, heretyckim fundamentem, osnową i usprawiedliwieniem herezji ekumenizmu i ruchu ekumenicznego, jak również jej unickich celów;
  7. Dokumenty przedsoborowe były chronione i ukrywane przez cerkiewną pełnią prawosławnych;
  8. „Sobór” dopuścił małżeństwo mieszane, to znaczy prawosławnych z nieprawosławnymi.

W Patriarchacie belgradzkim początkowa pompatyczność w ogłaszaniu zebrania kreteńskiego zmieniła się w całkowite milczenie na jego temat. Przekład i publikacja oficjalnych ogłoszeń „soboru” opóźniła się o ponad miesiąc, zaś podpisane na nim dokumenty, w których dokonano otwartej zdrady wiary prawosławnej, nigdy nie zostały przez Patriarchat belgradzki przetłumaczone na język serbski i w całości opublikowane. Czyni się to celowo, z zamiarem przykrycia kreteńskiej zdrady wiary, którą podpisali Patriarcha Serbski i biskupi-ekumeniści. Gdy kreteńskie dokumenty zostaną przetłumaczone i udostępnione serbskim prawosławnym, dla wszystkich zdrada wiary na Krecie stanie się jeszcze bardziej oczywista i całkowicie będzie jasne prawosławne stanowisko Władyki Artemija, stanowisko wyznawcy wiary, jak również zasadność jego walki i sposobu walki przeciwko herezji ekumenizmu[12].

Fakty te dodatkowo ukazują, jak bardzo mętny charakter miało wydarzenie kreteńskie.

Trzeba jeszcze wspomnieć o niedojrzałości miejscowych serbskich biskupów-ekumenistów i modernistów, którzy w banalny sposób, w trakcie spotkań kreteńskich usiłowali „soborowo” narzucić reformy liturgiczne, tak bardzo naruszające modlitewną i liturgiczną jedność w samej Serbskiej Cerkwi Prawosławnej, to znaczy reformy, które idąc po drodze herezji przetartej przez ekumenizm, są jeszcze straszniejszym naruszeniem jedności dogmatycznej.

Tzw. sobór kreteński i jego ekumeniczne, sprzeczne z wiarą decyzje, były w serdeczny i otwarty sposób prezentowane tylko rzymskim katolikom (nie licząc kilku marginalnych odczytów na ich temat w Serbskiej Cerkwi Prawosławnej). Oprócz biskupów Patriarchatu Konstantynopolitańskiego również biskupi serbscy, szczególnie Andrzej Austriacki i Szwajcarski, udawali się na oficjalne wizyty do rzymsko-katolickich biskupów, aby przekazać im rezultaty zgromadzenia kreteńskiego, z punktu widzenia ekumenistów bardzo zresztą udane. Przy tej okazji  biskupi ekumeniści w istocie chwalili się przed rzymskimi katolikami, że „sobór” kreteński jest wielkim „osiągnięciem”, „prawosławną” kopią modernistycznego „Drugiego Soboru Watykańskiego”[13], ukazując swoim „zachodnim braciom”, że nie pozostają za nimi w tyle w cerkiewnym moderniźmie, ale że dotrzymują kroku Watykanowi, który przez heretyckie psucie wiary chrześcijańskiej zdechrystianizował współczesną Europę i w duchowo-moralnym znaczeniu cofnął ją do ery pogaństwa.

Cóż można więcej powiedzieć o zgromadzeniu kreteńskim, którego przewodniczący Bartłomiej oddał je modlitwie papieża rzymskiego, gdy w czasie jednej z pierwszych swoich wypowiedzi na zgromadzeniu powiedział: „Jego Świątobliwość Papież wczoraj, w czasie codziennej południowej modlitwy, pomodlił się za sukces naszej pracy… I wyrażamy mu z tego powodu naszą głęboką wdzięczność”…?[14]

Oczywiste jest, że tzw. sobór kreteński przyniósł Watykanowi radość, a umocnienie, ożywienie i swego rodzaju ulgę tylko biskupom-ekumenistom. Wszystko to dowodzi, że kreteńskie zebranie ekumenistów, jako formalno-soborowe potwierdzenie herezji ekumenizmu i jej usprawiedliwienie jest  ze strony jego uczestników prymitywną próbą skopiowania Watykanu w jego modernizmie i herezji oraz próbą uzyskania swoistego „soborowego pozwolenia” ze strony Cerkwi na to, aby nadal, „ze spokojnym sumieniem” kontynuować jej ekumeniczne niszczenieOczywiście dzieje się to tylko w ich wymysłach, gdyż w rzeczywistości żadna forma soboru, pozbawiona prawosławnej treści, nie może być nazwana soborem, jak również żadne formalno-soborowe, parlamentarne, zbiorowe decyzje nie mogą usprawiedliwiać ani udzielać biskupom pozwolenia na deptanie dogmatów prawosławnych, zdradzanie wiary i narzucenie Cerkwi herezji. Historia Cerkwi utwierdza nas i dodaje nam otuchy, albowiem potwierdza, że mnóstwu heretyków działających przed ekumenistami, którzy w swoim czasie na swoich fałszywych soborach usiłowali dokonywać takich samych rzeczy, nigdy to się nie udało. I tym razem, jeśli Bóg da, ten bezprawny zamiar heretyków ekumenistów nie zostanie zrealizowany.

Ten tzw. sobór kreteński jest i będzie jedną wielką hańbą w historii Cerkwi Prawosławnej i na przyszłym, prawdziwie prawosławnym Soborze, jeśli Bóg da, zostanie anatematyzowany, razem z herezją ekumenizmu i w taki sposób dodany do długiej listy „soborów” heretyckich i rozbójniczych, zaś uczestnicy tego wydarzenia zostaną uznani za zdrajców wiary prawosławnej, chyba, że przyniosą pokajanie, póki jeszcze jest na to czas, gdyż dokumenty podpisane na Krecie są haniebną zdradą Prawosławia. W obliczu tej zdrady patriarchowie i biskupi prawosławnej Cerkwi milczą. Ogromna ich część w niej uczestniczyła, z wyjątkiem paru niewielkich wyjątków, którzy w swojej walce ograniczają się jedynie do pisania i mówienia, ale nie podejmują konkretnego działania. Dlatego, jeśli chodzi o obronę wiary prawosławnej, nie możemy pokładać nadziei w nikim, oprócz Boga i siły własnych rąk.

Dnia 25 listopada 2016 roku, w świętym Monasterze świętego Justyna Cielijskiego w Barajewie, na Soborze biskupów, chorepiskopów i przełożonych Eparchii Raszko-Prizreńskiej na wygnaniu

 

chorepiskop nowobrdowski i panoński

+Maksym

 

Извор: ЕПАРХИЈА РАШКО-ПРИЗРЕНСКА У ЕГЗИЛУ